piątek, 30 marca 2012

Współpraca z Wydawnictwem Harlequin

Miło mi oznajmić, że udało mi się nawiązać współpracę z Wydawnictwem Harlequin :)


Pierwszą książką recenzyjną będzie "Dogonić rozwiane marzenia" autorstwa Elizabeth Flock, nie mogę się już doczekać ;)

Bardzo dziękuję za zaufanie. Nie zawiodę!

poniedziałek, 26 marca 2012

Franky Furbo - William Wharton

Tytuł oryginalny: Franky Furbo
Wydawnictwo: Rebis
Rok wydania polskiego: 1994
Rok wydania zagranicznego: 1989
Ilość stron: 240
Ocena: 5+/6


Z okładki:


W maleńkiej włoskiej wiosce William Wiley urzeka swe dzieci opowieściami o Frankym Furbo, lisie o cudownych umiejętnościach, który uratował mu życie w czasie II wojny światowej. Kiedy rodzina podaje w wątpliwość istnienie Franky'ego, Wiliam wyrusza w podróż, by przekonać ich o prawdziwości swoich słów, a w trakcie wyprawy - nakreślić zadziwiającą perspektywę losów ludzkości. 





To jedna z najcudowniejszych powieści, które czytałam w ostatnim czasie. dzięki niej uśmiałam się co niemiara, a także wzruszyłam do łez. Autor stworzył świat pełen niepowtarzalnej magii i uroku, gdzie zwierzęta miały w sobie więcej z człowieka niż ludzie. Powieść ta jest baśnią pełną symboli i metafor, która ukazuje nam słabości i pragnienia naszego gatunku. 


W moim odczuciu jest to też jedna z najbardziej osobistych powieści Whartona, która powstała zaraz po potwornej tragedii, jako go dotknęła (w wypadku zginęła jego córka, zięć i dwie wnuczki) i  w której zawarł swoje pragnienia i marzenia, które już nigdy nie będą miały możliwości się spełnić. 


Styl pisania jest spokojny, jednostajny, nie możemy się tu spodziewać specjalnych zwrotów akcji (no może z wyjątkiem końca). Bardzo ciekawy jest zabieg nadania każdemu bohaterowi własnej czcionki. Gdy otwiera się powieść na chybił trafił wygląda to pstrokato, ale ma swój cel i dzięki temu każda, nawet mało znacząca postać zyskała swoja odrębność. Całości dopełniają piękne ilustracje, które przywodzą na myśl stare książeczki dla dzieci.


Wszystkim gorąco polecam tę wspaniałą książkę, obiecuję, nie będziecie żałować! 


O autorze (z Wikipedii)
William Wharton urodził się 7 listopada 1925 roku w Ameryce w rodzinie robotniczej, tam spędził pierwsze lata swego życia i odebrał wykształcenie, ale większość swojego dorosłego życia spędził we Francji. Jego prawdziwe nazwisko brzmi Albert DuAime, a przodkowie przybyli do Ameryki właśnie z Francji. W 1943 r. ukończył Upper Darby High School. W czasie II wojny światowej zgłosił się ochotniczo do armii amerykańskiej i walczył na terenie Europy. W czasie ofensywy w Ardenach odniósł rany i został wysłany do Ameryki. Do końca życia nie odzyskał pełnej sprawności. Renta inwalidzka pozwoliła mu na podjęcie studiów – ukończył wydział sztuk pięknych na University of California, Los Angeles, zdobył także doktorat z psychologii. Potem uczył w szkołach w Kalifornii.

W 1960 rodzina Whartona przeniosła się do Europy, chcąc uchronić dzieci przed zgubnym wpływem amerykańskiej popkultury, a zwłaszcza telewizji. Przez lata mieszkał w Paryżu, utrzymując się z malowania obrazów oraz wynajmowania remontowanych przez siebie mieszkań w paryskich kamienicach. Wydarzenia te opisał w powieściach Spóźnieni kochankowie oraz Werniks.

W latach 60. domem rodziny Whartonów stała się barka mieszkalna na Sekwanie, a od lat 70. także stary młyn w Burgundii. Te wydarzenia z kolei znalazły swe odbicie w książkach Dom na Sekwanie oraz Opowieści z Moulin du Bruit i Wieści. Poza tym rodzina du Aime mieszkała przejściowo w południowych Niemczech, Włoszech i Hiszpanii; niekiedy wracali do Stanów Zjednoczonych.
W 1988 córka, zięć i dwoje wnucząt pisarza zginęli w wypadku samochodowym podczas karambolu na autostradzie międzystanowej nr 5 w stanie Oregon, powstałego na skutek zadymienia spowodowanego wypalaniem pól. Sześć lat później Wharton napisał książkę o wypadku i o jego ofiarach (Niezawinione śmierci). Wtedy postanowił także walczyć o wstrzymanie tego powszechnego w USA procederu. Podporządkował temu celowi kolejne lata życia i zintensyfikował twórczość pisarską, uzyskane w ten sposób środki przeznaczając na realizację swych zamiarów.
Zmarł 29 października 2008 roku w Encinitas w stanie Kalifornia wskutek infekcji podczas pobytu w szpitalu, gdzie znalazł się z powodu problemów z ciśnieniem.


Przypominam o konkursie!

niedziela, 18 marca 2012

Stosik marcowy


A oto i moje marcowe zdobycze!

1. "Dziewczynka w zielonym sweterku" - Krystyna Chiger - kupiona po obejrzeniu w kinie filmu "W ciemności", który zrobił na mnie ogromne wrażenie.
2. "Africanus - syn konsula" -Santiago Posteguillo - owoc dopiero co rozpoczętej współpracy z Wydawnictwem Esprit, jestem w właśnie w trakcie czytania i zapowiada się bardzo ciekawie :)
3. "Wieczór" - Susan Minot - znalezione na półce bookcrossing w miejskiej bibliotece.
4. "Pamiętniki Wampirów - księga 5 - Fantom" - L.J. Smith - zaczęłam niedawno czytać, ale przez nadmiar nauki musiałam na razie przerwać.
5. "Trzynasta noc" - Alan Gordon - z wyprzedaży w okolicznym supermarkecie.
6. "Szukając Noel" - Richard Paul Evans - kupiona podczas godzinnego czekania na autobus na dworcu w Białymstoku, także zaczęłam, ale byłam zmuszona na razie odłożyć, na pewno jednak do niej wrócę.

czwartek, 15 marca 2012

Błękitna godzina - Alison Noël

Tytuł oryginału: Blue Moon
Wydawnictwo: Wydawnictwo Dolnośląskie
Rok wydania polskiego: 2010
Rok wydania zagranicznego: 2009
Ilość stron: 285
Ocena: 3/6


Z okładki:
Ever Bloom zdawało się, że po tragicznych przeżyciach i stracie ukochanej rodziny w końcu odnalazła szczęście. Zakochana bez pamięci w Damenie, układa sobie życie na nowo. Zdobywa wiedzę dostępną tylko dla wybranych, a jej moce rosną. Tymczasem coś strasznego zaczyna się dziać z Damenem. Tajemnicza choroba sprawia, że nie tylko słabnie, starzeje się i traci dar nieśmiertelności, ale coś odbiera mu także pamięć, tożsamość, uczucia – życie. 
Ever postanawia zrobić co tylko w jej mocy, by ratować ukochanego. Przenosi się do Summerlandu – krainy, w której poznaje nie tylko sekret przeszłości Damena, ale także starożytne księgi, kryjące tajemnicę podróżowania w czasie. Zbliżająca się „błękitna godzina” to jedyny moment, kiedy można odwrócić bieg historii. Ever musi wybrać – czy cofnąć wskazówki zegara i uratować rodzinę przed wypadkiem, czy zostać w teraźniejszości i walczyć o Damena, który z każdym dniem traci siły. 



Drugi tom cyklu "Nieśmiertelni" w niczym nie był lepszy od pierwszego. Wydaje mi się nawet, że był znacznie gorszy zarówno pod względem fabularnym jak i językowym. 
Po pierwsze, w tej części absolutnie nic ciekawego się nie dzieje, akcja wlecze się jak flaki, jest nudno, nudno i jeszcze raz nudno.  Dopiero mniej więcej od 200 strony, czyli po dobrych dwóch trzecich powieści tempo trochę przyspiesza. 
Po drugie, w oczy bardzo rzuca się ogrom literówek. W zasadzie nie ma takiej strony, gdzie nie byłoby błędów. To strasznie rozprasza podczas czytania. 

Jeśli chodzi o przygody głównej bohaterki, to nie spodobało mi się, że z każdym problemem latała do Summerlandu, gdzie otrzymywała rozwiązania podane na tacy. To zupełnie nie pozwalało jej na myślenie i samodzielne działanie i było głównym czynnikiem wpływającym na marną jakość powieści i bezgraniczną nudę. No bo wyobraźcie sobie jakby to było, gdyby Wasze kłopoty same się rozwiązywały, jak za dotknięciem czarodziejskiej różdżki? Wiem, że nieraz jest to bardzo kuszące, ale gdyby tak naprawdę się działo nigdy nie nabralibyśmy doświadczenia i nie nauczylibyśmy się przezorności i odpowiedzialności za własne czyny. 
Tak samo dzieje się z Ever, która pod koniec przestaje logicznie myśleć pod wpływem strachu o ukochanego i postanawia zaufać aż dwóm niewłaściwym osobom, przez co na zawsze niszczy szanse na fizyczne, że tak się wyrażę, obcowanie z Damenem (którego z resztą przez całą powieść się lęka, aż w końcu jest za późno by przypieczętować ich związek). A swoją drogą wątek ze skonsumowaniem związku przypomina mi trochę kolumnę "Dylematy Agaty" z tygodnika publikowanego w moim mieście, gdzie ludzie żalą się na swoje miłosne problemy (a raczej ich cielesną stronę). Po prostu żenujące...

Krótko mówiąc, zupełnie nie rozumiem osób, które twierdzą, że ten cykl jest lepszy od sagi "Zmierzch", ale jak mawia moja znajoma "o gustach się nie dyskutuje". Powiem więc tak - jak chcecie to czytajcie, ale lepiej robić to tylko wtedy gdy Wasze mózgi są naprawdę zmęczone i pracują na poziomie dziesięcioprocentowym.  Ja właśnie czytam trzecią część w przerwach między przygotowaniami do matury, więc stan mojej koncentracji jest odpowiedni.

"Dom to nie jest jedno miejsce - będzie tam, gdzie chcesz go stworzyć." - Właśnie za ten cytat oraz to, że nie udało mi się do końca przewidzieć zakończenia, dałam 3, choć nie jestem do końca przekonano, że ten tom zasługuje na aż tak wysoką notę. 

poniedziałek, 12 marca 2012

Pamiętniki Wampirów - L.J. Smith

Tytuł oryginału: The Vampire Diares
Wydawnictwo: Amber


Na cykl składają się:
 Księga 1
- Przebudzenie (ocena - 3/6)
- Walka (4+/6)
- Szał  (5/6)
Księga 2
- Mrok (4/6)
- Powrót o zmierzchu (4/6)
- Uwięzieni (3/6)
Księga 3 - Dusze cieni (5/6)
Księga 4 - Północ (3+/6)
Księga 5 - Fantom


Z okładki Księgi 1:
Dwa wampiry. Dwaj nienawidzący się bracia. I piękna dziewczyna, której obaj pragną... Elena: piękna i popularna, może mieć każdego chłopaka.
Stefano: tajemniczy i mroczny, wydaje się jedynym chłopakiem odpornym na wdzięki Eleny.
Damon: seksowny, niebezpieczny i opętany żądzą zemsty na Stefano - bracie, który go zdradził. Połączy ich uczucie, które może się okazać równie zabójcze jak blask słońca...





Przygodę z powieściami Lisy Jane Smith zaczęłam ponad rok temu, gdy dzięki sadze Zmierzch zainteresowałam się literaturą wampiryczną. 
Księga pierwsza z początku nie wywarła na mnie specjalnego wrażenia, skuszona jednak dobrymi opiniami jakoś przebrnęłam przez Przebudzenie. Potem na szczęście akcja zaczęła się rozkręcać i wciągać. Główna bohaterka niespecjalnie przypadła mi do gustu, jak dla mnie to pusta laleczka, która skupia się tylko na swoim wyglądzie, zaś Stefano był taki jakiś nijaki. Moją ulubioną postacią od razu został mroczny i tajemniczy Damon.
Wydaje mi się, że autorka nie planowała kontynuacji Księgi 1, gdyż po zastosowanym zakończeniu zwyczajnie bardzo ciężko wpaść na jakiś logiczny pomysł wydłużenia serii. Pewnie nie spodziewała się popularności, jaką uzyskała jej powieść i potem musiała coś wymyślić, by rozciągnąć w czasie swoją dobra passę. I tak powstały kolejne części, każda coraz bardziej wydumana i mniej wiarygodna, a w planach ponoć są jeszcze następne. 


O księdze drugiej nie mam specjalnie zbyt wiele do powiedzenia oprócz tego, że była absurdalna. Cała ta historia z powrotem Eleny to koszmarna bzdura uwłaczająca inteligencji czytelnika. No ale cóż przecież siła miłości pozwala zdziałać cuda...


Dusze cieni to dopiero prawdziwy miszmasz - wampiry, anioły, archanioły, malaki i lisołaki rodem z japońskiej mangi. A w tym wszystkim nasza bohaterska trójka, która musi uratować miasto przed zagładą. Aczkolwiek muszę przyznać, że bardzo spodobał mi się pomysł z Mrocznym Wymiarem, który przypominał mi trochę starożytny Rzym.


W Północy bohaterowie kontynuowali swą heroiczną walkę z najeźdźcami miasteczka. Damon stracił swe magiczne właściwości i chciał je odzyskać, co spowodowało lawinę tragikomicznych wydarzeń i w efekcie ściągnęło na niego nieuniknione przeznaczenie. 


Jak dotąd najlepiej czytało mi się Księgę 3 i 4, ze względu na wciągającą akcję, od której wręcz nie mogłam się oderwać i mnóstwo zabawnych sytuacji, w które obfitowały. Teraz jestem w trakcie Fantoma, którego recenzja ukaże się jak tylko skończę lekturę.






Cykl doczekał się już serialowej adaptacji, jednak po obejrzeniu kilku odcinków stwierdziłam, że jest on rozbieżny z treścią książek. Kwestię czy jest to lepsze czy gorsze pozostawiam do oceny Wam. Zapraszam do wyrażania opinii w komentarzach. :)


Średnia ocena całości: 4/6





piątek, 9 marca 2012

Bractwo Pierścienia - J.R.R. Tolkien

Tytuł oryginału: The Fellowship of the ring
Wydawnictwo: Zysk
Rok wydania zagranicznego: 1954
Rok wydania polskiego: 2001
Ilość stron: 430
Ocena: 4/6


Postanowiłam wkleić okładkę książki, którą posiadam, czyli całego Władcy pierścieni w jednym tomie, nie zaś jednej części. Recenzować jednak będę wszystkie trzy tomy oddzielnie.


Cała historia zaczyna się od powstania 20 pierścieni - trzech dla elfów, siedmiu dla krasnoludów, dziewięciu dla ludzi oraz Jedynego, by wszystkimi rządzić, który dostał się w ręce Saurona- władcy Mordoru, krainy mroku. Jedyny ginie jednak podczas wielkiej wojny, gdy mroczne siły zostają zgładzone. Przez wiele lat mieszkańcy Śródziemia żyją w zgodzie i spokoju, jednakże Sauron odradza się i rozpoczyna nowy bój o władzę. Pierścień zostaje odnaleziony i trafia do młodego hobbita Frodo Bagginsa, który musi porzucić swe dawne wygodne życie i razem z przyjaciółmi ruszyć w podróż, której celem jest zniszczenie Jedynego. Po drodze poznają wielu nowych druhów takich jak zapalczywy krasnolud Gimli, smukły i gibki przyjaciel lasu elf Legolas oraz tajemniczy Łazik, którzy decydują się dołączyć do ich misji. Bohaterowie odwiedzają wiele krain i przeżywają niesamowite przygody, jednak cały czas są ścigani przez nieprzyjaciela. Czy uda im się zniszczyć  pierścień? Tego dowiecie się tylko sięgając po tę książkę.


Muszę przyznać, że rozpoczęłam czytanie Władcy pierścieni tylko dlatego, że było mi to niezbędne do pracy maturalnej. Nigdy nie zamierzałam czytać czegokolwiek Tolkiena, gdyż wydawało mi się, że fantastyka napisana około pół wieku temu zwyczajnie nie jest już na czasie. I tu się myliłam. Fabuła w niczym nie odstaje od dzisiejszych powieści tego typu, a nawet jest ciekawsza. Autor stworzył piękne krainy, w których żyją bohaterowie. Widać, że dogłębnie przemyślał i rozplanował każdy topograficzny szczegół. Przykładem są na pewno dołączane do mojego wydania mapy Śródziemia. Również rodowody bohaterów sięgają kilka generacji wstecz, a każdy z nich może poszczycić się ciekawymi wspomnieniami, przekazywanymi z pokolenia na pokolenie. Nie bez znaczenia jest tez dokładnie opracowana historia oraz opisane dzieje rodów królewskich w poszczególnych państwach oraz wojny jakie ze sobą toczyli. Jest to pierwsza tak dopracowana powieść, jaką miałam przyjemność czytać. 


Jedyne, co denerwuje to liczne piosenki, które jak dla mnie często nie pasują do akcji oraz liczne dłużyzny szczególnie gdy bohaterowie zatrzymują się na postój i wtręty na przykład o tym co hobbity lubią jeść. Choć z drugiej strony ma to też swój urok i tworzy niesamowity klimat powieści. 


Bohaterowie są jak dla mnie papierowi. Albo czarni albo biali. Nie ma w ogóle odcieni szarości, ktoś albo jest anielsko dobry albo potwornie zły. Wszyscy towarzyszący Frodowi są gotowi oddać za życie za niego i za sprawę, są szlachetni i honorowi, bez żadnej skazy. Sam Frodo także dokładnie wie co jest dobre i co ma robić.  Jedyny, który trochę odstaje od tego schematu to Boromir, jednak w końcu także i on okazuje się wierny zadaniu. 
Takie przedstawienie postaci sprawia, że jeszcze bardziej czuję się, jakbym czytała baśń dla dzieci, bardzo daleką od prawdziwego życia i postaw ludzkich. I znowu można przyznać, że zabieg ten mógł zostać zastosowany został przez autora celowo, aby czytelnik mógł się oderwać od panującej, często brutalnej rzeczywistości. 


Jeśli chodzi a język powieści, to prawda jest trochę, jakby to ująć... archaiczny, jednak po jakimś czasie czytający przestaje to zauważać i ani trochę nie robi to problemów w czytaniu.
Ja z moim wydaniem mogę się jeszcze poskarżyć na małą czcionkę, która zdecydowanie przeszkadza oraz na grubość całej książki (ok. 1300 stron). Uważam, że jeśli chce się wydać całego Władcę pierścieni w jednym tomie, to nie powinno wybierać się do tego formatu kieszonkowego tylko nieco większy. Jednak moje wydanie jest już dosyć stare i jak ostatnio przyglądałam się w księgarniach nowym to te błędy już zostały naprawione. 


Z Władcą Pierścieni powinien zapoznać się każdy, którego pasja jest nałogowe czytanie, gdyż jest to dzieło, którego zwyczajnie nie można pominąć.  Z przyjemnością poznam dalsze losy Froda i jego przyjaciół, po czym z chęcią je dla Was zrecenzuję. 

wtorek, 6 marca 2012

Pierwsza współpraca

Pragnę się pochwalić, że dziś udało mi się nawiązać pierwszą współpracę. Bardzo dziękuję wydawnictwu Esprit za danie mi tej szansy i zaufanie. Nie zawiodę!



czwartek, 1 marca 2012

Ever - Alyson Noël

Tytuł oryginału: Evermore
Wydawnictwo: Wydawnictwo Dolnośląskie
Rok wydania zagranicznego: 2009
Rok wydania polskiego: 2010
Ilość stron: 297
Ocena: 3/6


Z okładki:


Niezwykła opowieść o Nieśmiertelnych i nowym świecie, w którym prawdziwa miłość nigdy nie umiera. 

Pewnego koszmarnego dnia szesnastoletnia Ever Bloom traci w wypadku samochodowym najbliższą rodzinę. Od tej chwili staje się medium – słyszy myśli różnych ludzi, widzi ich aurę i dzięki przelotnemu choćby dotykowi może poznać ich przeszłość. Te nadprzyrodzone umiejętności sprawiają, że otoczenie traktuje ją jak dziwadło, więc Ever zamyka się w sobie i odgradza od świata. 

Wszystko się zmienia, kiedy dziewczyna poznaje Damena Auguste'a. Tylko on potrafi wyciszyć dudniące w jej głowie głosy i wejrzeć w jej duszę. Dzięki niemu Ever wchodzi w świat alchemii i magii, dowiadując się rzeczy, o których zwykły śmiertelnik nie ma pojęcia. Kim jest Damen? Skąd pochodzi? Jakie sekrety skrywa? Na te pytania Ever nie zna odpowiedzi. Wie jedynie, że zakochała się bez pamięci i że jej życie wkrótce zmieni się nie do poznania. 




Zaczęła się moja przygoda z cyklem Nieśmiertelni, nie jestem jakoś specjalnie zachwycona, ale też nie czuję rozczarowania. Główna bohaterka wydaje mi się trochę głupkowata, jednak komuś, kogo dotknęła taka trauma można pewne rzeczy wybaczyć. Spodobało mi się, że może kontaktować się ze swoją zmarłą siostrą, to było rzeczywiście coś ciekawego, co wzbogacało fabułę. 
Damen Auguste raczej mnie wkurzał, nie poczułam do niego specjalnej sympatii. Zupełnie nie przypadł mi do gustu jego podryw na tulipany oraz to, że zamiast zając się tylko Ever flirtował z innymi dziewczynami, choć w sumie facet potrzebował pewnie urozmaiceń. :) 


Ciekawy pomysł także z Summerlandem, aczkolwiek nazwa jak dla mnie trochę idiotyczna, powinno to brzmieć jakoś poważniej, ale cóż to nie ja jestem autorką. 


Język powieści raczej płaski, zdania nie są jakoś przesadnie rozbudowane, ale cała akcja ogólnie może być. Zauważyłam, że w książkach tego typu dużo się ostatnio namnożyło wszelkiego rodzaju Damon'ów, czy Damen'ów. Skąd taki popyt na to właśnie imię? 


Podsumowując, Ever do wybitnych nie należy, ale jest całkiem niezła na chwile relaksu, bo nie wymaga specjalnej koncentracji. Znacznie bardziej wolę Sagę Zmierzch, ale tutaj nie jest jeszcze jakoś najgorzej. Podjęłam decyzję, żeby zabrać się za następne części cyklu, po tym jak znalazłam trzy kolejne tomy w bibliotece (teraz są już u mnie na półce i czekają na swoją kolej). 

LinkWithin

Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...

Uwaga!

Wszystkie teksty zawarte na niniejszym blogu chronione są prawem autorskim [na mocy: Dz.U.1994 nr24 poz.83, Ustawa z dnia 4 lutego 1994r o prawie autorskim i prawach pokrewnych]. Kopiowanie treści, choćby fragmentów oraz wykorzystywanie ich w innych serwisach internetowych, na blogach itp itd wymaga pisemnej zgody autorki bloga.